a noc jak...

Od dwóch miesięcy wietrzę podstęp, bo wiosna miała nadejść już dawno temu i nadchodziła tak sobie, z oporami. Albo to jaka taka wyziębiona, po kilku zimach spędzonych na wsi, gdzie piec raz grzał w nocy, a innym razem gasł.

Od dwóch miesięcy żyję też w kryzysie ubraniowym, nic mnie się nie podoba i wyrzucić wszystko chcę. I to wszystko leżało, tak sobie od dwóch miesięcy, rażąc oko i raniąc duszę mą do szpiku kości, aż się mnie dziś coś zebrało. Połowę wrzuciłam do szafy, drugą połowę przerzuciłam w inny kąt. Na razie nie zauważam tego kąta i jakoś tak mi lżej!

A oprócz tego zwykłe kryzysy osobowości w okolicy. Dzień jak co dzień, a noc jak... nie wiem, przesypiam. Mężczyzna z efektem "wow!", bo się nie rozerwie. Sercem całym ze mną, a ciałem na wsi zapadłej, dechami zabitej, w magicznym ogrodzie pełnym krasnoludów.

Harpagan stęskniony i owsem nasycony biega po włościach oszalały i boi się własnego cienia znów. Tym razem z ziemi. Spod siodła do rany przyłóż i trzymaj lekko i trzymaj długo, bo aż ciepło się robi na sercu.

A ja zmieniłam kolor włosów. Bo czasem coś trzeba w życiu zmienić i lepiej, żeby to było na blond niż rzucić wszystko w cholerę.

Komentarze

Popularne posty