pierwszy terror...

Odcięłam się od siana totalnie i zapomniałam wypatrywać pierwszych oznak wiosny zza płotu. Śnieg stopniał, tworząc wielkie kałuże a zeszłoroczna trawa postanowiła się już zielenić.

Jeden z Harpaganów ma karcer zapewniony na-niewiadomo-jak-długo-jeszcze, drugi wydeptał sobie pomiędzy błotem a wodopojem ścieżkę. Podobno oba są brudne, ale dosyć szczęśliwe w ogólnym rozrachunku.

Mężczyzna z efektem "wow!" opuścił mnie po raz ostatni, na szczęście tylko siedem dni spędzić ma w jakimś totalnym rozgardiaszu i całkowicie bardzo beze mnie. Obiecał dzwonić, pisać i tęsknić i nosić czapkę niewidkę, którą ku jego totalnemu zdziwieniu w prezencie mu zakupiłam.

Gdyby ją nosił przy mnie, nawet bym nie podeszła i znać po sobie nie dała, że jakieś kontakty z nim kiedykolwiek utrzymywałam. Co jest jasne jak słońce i ukryć się nie da, a tym bardziej już w lipcu tego roku się nie uchowa, kiedy nasz "kontakt" radośnie rozedrze usteczka w pierwszym krzyku.

Mam nadzieję, będzie nam wtedy radośnie i szczęśliwie i noce przespane zdarzać się będą pomimo. Ten pierwszy terror jakoś chyba dzielnie zdzierżymy. 

Komentarze

Popularne posty